16 grudnia 2018

Friendship sucks

Naprawdę nie chcę się smucić w ten piękny, świąteczny czas. Naprawdę. Ale nic nie idzie po mojej myśli. Nie opowiadałam Wam jeszcze o mojej (przepraszam za to określenie) chujowej klasie. Tak, jest naprawdę chujowa. Coraz częściej myślę o zmianie szkoły, ale chyba jestem zbyt tchórzliwa, żeby to zrobić. Cholernie bym się bała. Jestem osobą, która sama nie zagada, nie przedstawi się. Pewnie przeniesienie się do innej szkoły, byłoby sytuacją z typowego filmu amerykańskiego o nastolatkach. Wylądowałabym na końcu łańcucha pokarmowego. Chociaż w tej szkole w sumie też tam jestem. Nie chodzi nawet o to, że ktoś mnie prześladuje. Nie. Do tej sytuacji jeszcze daleko, bo nikt mnie tam nie zauważa. Ja naprawdę nie jestem osobą, która pragnie atencji, wręcz przeciwnie, ale nienawidzę, kiedy ktoś do mnie zagaduję, bo mam coś do jedzenia albo chce żebym mu coś wytłumaczyła. A na co dzień ma mnie w dupie.Ogólnie jestem chora i jestem mega zła, bo ominę jedno fajne wydarzenie (niezwiązane z moją klasą), ale na wigilię klasową będę musiała pojechać. Plus będę musiała nadrobić dwa sprawdziany, nie wiem, kuźwa, kiedy. Czytałam sobie dzisiaj książkę, w której był motyw dawnej przyjaźni i przypomniała mi się moja dawna przyjaźń. Z chłopakiem. Tak bardzo lubiłam z nim rozmawiać, on zresztą sam powiedział, że docenia naszą przyjaźń, a gdy nagle, po kilkunastu latach połowa szkoły zainteresowała się jedną dziewczyną, on przestał ze mną gadać, przestał do mnie pisać. A nie, przepraszam, ostatni raz napisał 24.10 z pytaniem o zadanie z fizyki, a wcześniej 24.09 z pytaniem o niemiecki. Przez całe wakacje nie odezwał się ani razu! I wiem, co teraz pomyślicie - "Przecież ty też możesz napisać". Owszem, mogę, nawet tak zrobiłam. Kilkukrotnie. Nie odpisywał, odpisywał półsłówkami, odpisywał po kilku dniach, mimo że jest aktywny 24/7. Kiedyś potrafiliśmy gadać całymi dniami, mówiłam mu praktycznie o wszystkim. Dzisiaj, gdy zagaduję, on nie podnosi wzroku znad telefonu i mnie olewa. To kurde boli. A raczej bolało. Nie sądziłam, że kiedyś zacznę mieć na to wywalone, ale teraz mam. Ta połowa roku bardzo mnie zmieniła. Nie angażuję się tak, nie zgłaszam się do wszystkiego. I wiecie co? Lepiej mi. Czuję się taka wolna i szczęśliwsza. Nikt mnie nie rani. Nie wracam ze szkoły smutna, bo znowu ktoś mi coś powiedział, bo znowu ktoś mnie zjechał. Stałam się niewidoczna. I czasem się zastanawiam czy to lepiej czy to gorzej. Zakończenie przyjaźni z tym chłopakiem, boli tylko czasami, kiedy masochistycznie przeglądam nasze stare rozmowy. Długie, wypełnione śmiechem, troską i pomocą. Nie wiem, czy kiedyś jeszcze będę miała taką relację. Owszem, mam jedną przyjaciółkę. Kocham ją! Uwielbiam z nią gadać, spotykać, "kłócić się", ale to nie jest ten typ przyjaźni. Wiadomo, ona wie o mnie więcej, śmiem pokusić się o stwierdzenie, że praktycznie wszystko. W sumie z nim przyjaźniłam się wcześniej niż z nią, był pierwszym chłopakiem przy którym czułam się tak swobodnie. Teraz pomiędzy nami wyrósł taki przeogromniasty mur, a ja nawet nie mam ochoty na niego patrzeć. Smutne to. Czasem sobie myślę, jak super byłoby się dalej z nim przyjaźnić, ale ja już nie potrafię z nim rozmawiać. Nie chcę. Boję się. Już w zeszłym roku czułam, że się oddalamy, ale nie sądziłam, że staniemy się dla siebie obcy. No trudno. Trzeba to przeżyć. Kurcze, teraz przypomniałam sobie wszystkie smutne momenty z zeszłego roku szkolnego. Super. Jestem chora + zła, że jestem chora + przypominam sobie wszystkie te rzeczy. Chyba zaprzyjaźnię się z żyletką :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz